A ciotka właśnie wróciła z Polski, gdzie w najbardziej nawiedzanym przez grzybiarzy rejonie nawet nie weszła do lasu... Szpilki by się obraziły
.
Btw: weselisko było super, wszyscy zapamiętają na zawsze
.
Kiedyś w lasach koło Hilversum znalazłam przepiękne, zdrowiutkie prawdziwki i kozaki. Nie powiem, czy je przyniosłam do domu czy nie, żeby potem nie było...
W Holandii rzeczywiście lasy i całe ich bogactwo od wieków należą do królowej. Demokracja poszła dalej i uznała zbieractwo runa za niszczenie leśnej ściółki. Żegnajcie więc grzybki, jadódki, poziomki...
Ale, jak znam życie, zawsze znajdzie się jakiś zbłąkany Robin Hood, bądź rodzimy Janosik, co to pańskie odda biednym, czyli wrzuci sobie do gara.
No i git!
Byle nie niszczyć, zaśmiecać i palić.
P.S. Holendrzy w ogóle nie znają się na grzybach, poza tymi ze smart-shop.